Uczelnie cierpią finansowo na zdalnym nauczaniu

Okazuje się, iż nawet kilka milionów złotych rocznie wpływało na konta uczelni wyższych w zamian za poprawianie niezaliczonych zajęć. Tymczasem obecnie, w dobie nauki zdalnej i sprawdzianów internetowych, mamy do czynienia z ich bardzo wysoką zdawalnością. A to sprawia, iż w budżetach uczelni powstały całkiem spore braki finansowe.

Na czym rzeczywiście zarabiają w Polsce uczelnie wyższe?

Otóż w Polsce działa obecnie 373 uczelni wyższych i ich struktura dochodowa uzależniona jest głownie od tego, czy dana uczelnia ma formę szkoły wyższej publicznej, czy też niepublicznej. Poniższa tabela prezentuje procentowy podział dochodów uczelni wyższych, z uwzględnieniem właśnie podziału na uczelnie publiczne i niepubliczne.

Źródło dochoduUczelnie publiczneUczelnie niepubliczne
Subwencja na utrzymanie potencjału dydaktycznego i badawczego69,4%10,1%
Dotacje z budżetu państwa4,7%2,4%
Opłaty za świadczone usługi edukacyjne7,6%75,0%
Środki na realizację projektów finansowanych przez Narodowe Centrum Nauki2,9%0,7%
Środki na realizację projektów finansowanych przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju1,4%2,7%
Pozostałe przychody14,0%9,1%

Jak zatem widać z powyższego zestawienia głównym źródłem dochodów uczelni publicznych jest subwencja, gdy tymczasem w uczelniach niepublicznych są to opłaty za świadczone usługi edukacyjne.

Gdzie zatem obecnie jest problem, spowodowany wysoką zdawalnością sprawdzianów?

Problem, jaki uczelnie mają ze zdalnym nauczaniem, wynika z wysokiej zdawalności sprawdzianów prowadzonych w tym trybie. Niedawno w przestrzeni medialnej pojawiło się nagranie, zarejestrowane przez studentów. Dotyczy ono wykładowców jednej z bydgoskich uczelni, którzy po skończonych zajęciach na platformie e-learningowej zapomnieli o wyłączeniu mikrofonów, co skwapliwie wykorzystali studenci, nagrywając rozmowę.

Oto najistotniejsze fragmenty wypowiedzi wykładowców, dość dobrze obrazujące obecny problem z wysoką zdawalnością sprawdzianów:

„Zdawalność jest zdecydowanie za wysoka w formie zdalnej. Musimy coś z tym zrobić”

„U nas jest ciśnienie, żeby zrobić egzaminy końcowe stacjonarnie. Ale nie wiem, czy jest to w porządku wobec studentów. Jeżeli mieli zajęcia i zaliczenia zdalne, to jak ich weźmiemy na egzamin na żywo, to trafię potem do rektora na dywanik, bo może 40% zda”

„Ale ja ich koszę praktycznie. Sposobem online. To krótki czas, 45 sekund”.

Generalnie oficjalnie uczelnie starają się jednak nie pokazywać ani komentować, iż mają rzeczywisty problem ze zbyt wysoką zdawalnością.

Jak zatem obecnie wygląda sytuacja ze zdalnym nauczaniem na uczelniach wyższych?

Otóż samą możliwość przeprowadzania egzaminów w formie online zapewniła ustawa z dnia 16 kwietnia 2020 roku o szczególnych instrumentach wsparcia w związku z rozprzestrzenianiem się wirusa SARS-CoV-2 (Dz.U. z 2020 r. poz. 695 ze zm.) i skrupulatnie z tej możliwości korzystają.

Natomiast kwestia wyższej zdawalności sprawdzianów i egzaminów prowadzonych w formie online jest bardzo niechętnie poruszana. Przykładowo Andrzej Charytoniuk z Politechniki Wrocławskiej twierdzi, iż uczelnia nie prowadzi tego typu zestawień.

Z kolei Paweł Kozakiewicz, rzecznik prasowy Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie stwierdza, iż zdalny tryb przeprowadzania egzaminów i zaliczeń nie przełożył się dostrzegalnie na średnie wyniki ocen studentów. Ponadto egzaminy dyplomowe przeprowadzone w tym trybie również znacząco nie odbiegały od wieloletnich standardów.

A jak ten temat postrzegają sami studenci?

Generalnie pomimo oficjalnego pomijania tematu bądź twierdzenia, że nic się nie zmieniło, odmienne zdanie w tym temacie mają sami zainteresowani, czyli studenci. Jak mówi Krzysztof Białas, przewodniczący Zarządu Krajowego Niezależnego Zrzeszenia Studentów, zdawalność egzaminów online jest zdecydowanie wyższa niż tych stacjonarnych i to jest fakt.

Zresztą sami wykładowcy też o tym mówią, tyle, że nieoficjalnie. Generalnie wyniki są lepsze, a studentów trudniej „oblać”. I nie jest to efekt większej skuteczności nauczania zdalnego. Po prostu studenci ściągają, ale nie da się tego udowodnić. Jak mówi jeden z wykładowców z województwa wielkopolskiego, na jego uczelni jest jeden kierunek, którego studenci od lat wypadali kiepsko na egzaminie. Tymczasem w tym roku ich wyniki były znacznie lepsze. Istnieje podejrzenie, że oszukiwali, lecz nie da się tego wykazać.

Jakie zatem metody stosują studenci, by lepiej wypaść na sprawdzianach i egzaminach?

Studenci generalnie prześcigają się wręcz w pomysłach, jak dobrze wypaść na zdalnym egzaminie bez konieczności spędzania długich godzin nad książkami. Swoimi pomysłami i metodami dzielą się na grupach internetowych. Metody stosowane przez studentów podczas zdalnego zdawania egzaminów to chociażby:

  • umieszczenie ściąg na roletach za monitorem, które w razie potrzeby pokazania wykładowcy pomieszczenia poprzez kamerkę, można szybko zwinąć
  • umieszczenie ściąg w długopisach, włożonych tak, iż gdy leżą na biurku, nie widać co jest w środku
  • wspólne wypełnianie testów na czacie, gdzie na bieżąco przekazywane są poprawne odpowiedzi
  • zdawanie egzaminów za kogoś innego, przez osobę, która już dany przedmiot zaliczyła

Stąd też nauczyciele i wykładowcy zastanawiają się ciągle jak temu zjawisku zaradzić. Jak mówi jeden z wykładowców z województwa wielkopolskiego, w przypadku niektórych przedmiotów zrezygnował on z przeprowadzania kolokwiów na rzecz aktywności i pracy studentów podczas zajęć online. Poza tym tam, gdzie musi sprawdzić wiedzę, stosuje testy, które sprawiają, iż jest mało czasu na ściąganie. Rozważane jest też zwiększenie trudności egzaminu, ale to byłoby już ze szkodą dla uczciwej mniejszości, która pracuje samodzielnie.

Jak komentuje Krzysztof Białas, poziom egzaminów zdalnych jest na porównywalnym poziomie, jak w przypadku tych przeprowadzanych stacjonarnie. Jednak formuła online ma swoją specyfikę, co sprawia, iż wykładowcy często używają wyłącznie pytań zamkniętych. Wówczas trudność sprawia przykładowo czas ograniczony do 30 sekund na odpowiedź, podczas gdy na egzaminach stacjonarnych było to 90 sekund.

A czy uczelnie chętnie opowiadają o utraconych wpływach z tytułu małej ilości poprawek?

Generalnie uczelnie bardzo niechętnie mówią o tym, jaki przychód przynosi im powtarzanie zajęć i egzaminów przez studentów. Przykładowo Jolanta Nowacka, rzecznik prasowy Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu stwierdza, iż wypłaty są księgowane na rachunku uczelni w całości, bez podziału na tytuły. Stąd też niemożliwym jest udzielenie informacji dotyczących wpływów z powtarzanych egzaminów.

Generalnie jednak, co wiadomo z wielu innych źródeł, są to całkiem duże pieniądze. Przykładowo na Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach wpływy z tytułu opłat za tryb poprawkowy w roku akademickim 2018/2019 wyniosły 1,0 mln zł, a w roku 2019/2020 – 900,0 tys. zł. Przy czym jak zauważa Marek Kiczka z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach, niższe wpływy spowodowane były głównie mniejszą liczbą studentów. Zasadniczo czym większa uczelnia, tym wpływy są wyższe. Przykładowo Uniwersytet Warszawski na powtarzaniu zajęć i egzaminów zarabia rocznie 5,7 mln zł.

Podsumowując, całkiem dużej wielkości dotychczasowe wpływy są obecnie zdecydowanie uszczuplane poprzez nader wysoką zdawalność egzaminów. Nauka zdalna ma zatem wpływ nie tylko na samą jakość nauczania, ale i na sytuację finansową wielu szkół wyższych, powodując powstanie całkiem poważnej dziury w ich budżetach. Tymczasem ten tryb prowadzenia nauki raczej jeszcze potrwa. Póki co bowiem jest on planowany co najmniej do 30 września bieżącego roku.