Wzrost wynagrodzeń na uczelniach zbyt wolny

Generalnie praca na uczelniach coraz bardziej opłaca się naukowcom. Jednak zdaniem związkowców to jest jednak wciąż zbyt mało, zwłaszcza w odniesieniu do naukowców z małym stażem. Czyli pomimo wzrostu wynagrodzeń, nadal jest to oferta mało konkurencyjna w stosunku do ofert sektora prywatnego na rynku pracy.

Jak zatem obecnie przedstawia się sytuacja z wynagrodzeniami pracowników wyższych uczelni?

Generalnie wynagrodzenie pracownika uczelni publicznej składa się z następujących elementów:

  • wynagrodzenie zasadnicze
  • dodatek za staż pracy, przysługujący w wysokości 1% wynagrodzenia zasadniczego za każdy rok zatrudnienia; jest on wypłacany w okresach miesięcznych począwszy od 4 roku zatrudnienia do maksymalnej wysokości 20% wynagrodzenia zasadniczego
  • dodatek funkcyjny, przysługujący z tytułu kierowania zespołem, w skład którego wchodzi nie więcej niż 5 osób, razem z osobą kierującą; jego wysokość nie może przekroczyć 67% wynagrodzenia profesora i jest uzależniona od liczby członków zespołu, jak i stopnia złożoności zadań, którymi ów zespół się zajmuje
  • wynagrodzenie za godziny ponadwymiarowe
  • dodatek za pracę w warunkach szkodliwych dla zdrowia lub uciążliwych

Obecnie rzec można, iż pracownikom naukowym uczelni wyższych powodzi się coraz lepiej, a na najwyższych stanowiskach zarabiają oni rocznie nawet kilkadziesiąt tysięcy więcej, aniżeli jeszcze kilka lat temu (co wynika z analizy przeprowadzonej przez urzędników Ministerstwa Edukacji i Nauki).

Przykładowo:

  • średniorocznie nauczyciel akademicki zarabiał w 2016 roku 83,1 tys. zł, tymczasem w roku 2020 to już kwota 99,7 tys. zł
  • profesor w 2016 roku mógł liczyć rocznie średnio na 124,6 tys. zł, tymczasem obecnie jest to o 40,0 tys. zł więcej
  • adiunkt zarabiał w roku 2016 średnio rocznie 78,7 tys. zł, gdy dziś jest to 96,3 tys. zł
  • dochody asystenta wzrosły z poziomu średnio 47,8 tys. zł do 63,0 tys. zł

Zdaniem Anny Ostrowskiej, rzecznika prasowego Ministerstwa Edukacji i Nauki (MEiN), obserwowany jest stały wzrost wynagrodzeń nauczycieli akademickich w uczelniach publicznych. Taka sytuacja jest z jednej strony spowodowana zmianami legislacyjnymi, za które odpowiada resort nauki, z drugiej strony to też same uczelnie decydują o poziomie wynagrodzenia dla poszczególnych pracowników naukowych.

Punktem wyjścia dla poziomu płac na poszczególnych stanowiskach jest stawka ustalona w drodze rozporządzenia z dnia 25 września 2018 roku w sprawie wysokości minimalnego miesięcznego wynagrodzenia zasadniczego dla profesora w uczelni publicznej (Dz.U. z 2018 r. poz. 1838), która wynosi obecnie 6.410,0 zł brutto. I taka jej wysokość stanowi wzrost o 1.020,0 zł w porównaniu do poprzednio obowiązującej stawki minimalnej, określonej w rozporządzeniu z 2016 roku.

Od tej stawki bazowej określane są poziomy wynagrodzeń na innych stanowiskach, przykładowo:

  • nauczyciel akademicki nie może zarabiać mniej niż 50% stawki bazowej
  • profesor uczelni nie może zarabiać mniej niż 83% stawki bazowej
  • adiunkt nie może zarabiać mniej niż 73% stawki bazowej

Co jednak ważne, to są minimalne poziomy wynagrodzeń, tym samym płace dla kadry akademickiej mogą być znacznie wyższe. Jak bowiem zauważa Anna Ostrowska, uczelnie mają autonomię w zakresie ustalania zasad wynagradzania pracowników zgodnie ze swoimi możliwościami finansowymi. W konsekwencji o finalnych wysokościach pensji nauczycieli akademickich zatrudnionych w danej szkole wyższej decyduje rektor w oparciu o indywidualnie prowadzoną w danej jednostce politykę finansową.

Jak zatem oceniana jest sytuacja z wynagrodzeniami kadry akademickiej?

Zdaniem przedstawicieli związków zawodowych podwyżki są owszem zauważalne, jednakże wciąż niewystarczające. Zdaniem Janusza Szczerby, prezesa Rady Szkolnictwa Wyższego i Nauki Związku Nauczycielstwa Polskiego, wynagrodzenia rzeczywiście na uczelniach rosną, jednakże jest to tylko wyrównywanie zapóźnień w tym temacie. Pomimo bowiem podwyżek, płace w szkolnictwie wyższym są dalekie od tych, które mogłaby otrzymać osoba z tak wysokimi kwalifikacjami w innych branżach.

To zaś sprawia, iż uczelniom trudno jest na rynku konkurować o najlepszych, którzy zamiast drogi naukowej wybierają często pracę w sektorze prywatnym, gdzie zarobić mogą znacznie więcej. O ile bowiem pensja profesora jest już zachęcająca, o tyle poziom wynagrodzenia asystenta, czyli osoby dopiero rozpoczynającej karierę akademicką, już nie bardzo.

Generalnie godna płaca w szkolnictwie wyższym jest realna od chwili uzyskania kolejnych stopni i tytułów naukowych, jednakże po okresie kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu lat. Dopiero bowiem posiadanie tytułu profesora sprawia, iż mamy do czynienia z wynagrodzeniem na odpowiednim poziomie.

I w zaistniałej sytuacji jedni to wytrzymują, inni natomiast nie. Zwłaszcza, iż mówimy najczęściej o osobach będących na etapie zakładania rodziny. Tymczasem z pensją asystenta trudno jest nawet mówić o możliwości zaciągnięcia kredytu na mieszkanie. Stąd też naukowcy uważający, iż zarabiają zbyt mało, zmieniają pracę, poszukując swego miejsca w innych sektorach gospodarki.

Jak podkreśla profesor Mirosław Szreder, dziekan Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Gdańskiego, miał on do czynienia z sytuacją, gdy jeden z młodych naukowców otrzymał propozycję pracy w przedsiębiorstwie z pięciokrotnie wyższym wynagrodzeniem niż mogła mu zaoferować uczelnia. Generalnie zatem pomiędzy pensjami na uczelni, a sektorem prywatnym, jest przepaść.

Podobnie dostrzega Jarosław Olszewski, przewodniczący Krajowej Reprezentacji Doktorantów, stwierdzając, iż często dochodzi do sytuacji, gdy najlepsze doktorantki i doktoranci zajmujący czołowe miejsca w rankingach, którzy otrzymywali za osiągnięcia naukowe najwyższe stypendia, przechodząc na etat na uczelni otrzymują niższą pensję, aniżeli otrzymywali w trakcie kształcenia. W tej sytuacji dochodzi do obniżenia wynagrodzenia przy jednoczesnym wzroście liczby zadań i odpowiedzialności.

Taka sytuacja sprawia, iż na tym etapie wiele uzdolnionych osób rezygnuje z kariery akademickiej z uwagi na warunki finansowe. W sektorze prywatnym, chociażby w branży farmaceutycznej czy też chemicznej, osoba z tytułem doktora na początek może otrzymać dwukrotnie większą pensję, aniżeli na uczelni. I to jest słaby punkt całego systemu szkolnictwa wyższego, sprawiający, iż z ośrodków akademickich odpływają najlepsi młodzi naukowcy.

Co jeszcze wynika z takiego systemu wynagradzania na uczelniach wyższych?

Otóż nauczyciele akademiccy próbują dorabiać, prowadząc projekty badawcze, gdzie mogą liczyć na dodatkowe wynagrodzenie. Jak jednak zauważa Jarosław Olszewski, można starać się poszukiwać dodatkowe źródła finansowania, chociażby z projektów badawczych, tym niemniej jest to proces czasochłonny, a szanse na uzyskanie grantu to około 10-15%.

Zdaniem z kolei Janusza Sczerby, trudna sytuacja dotyczy nie tylko osób rozpoczynających karierą naukową, lecz również pracowników wyższych uczelni niebędących nauczycielami akademickimi. Tymczasem uczelnie potrzebują ich do zajmowania się infrastrukturą badawczą. To są bardzo często wysokiej klasy specjaliści, tymczasem płaca, którą może im zaoferować uczelnia jest rzędu 3-4 tys. zł, co nie odpowiada ich kompetencjom.

Przedstawiciele związków zawodowych zapewniają, iż upomną się o wyższe wynagrodzenia na uczelniach. Obecnie jednak wstrzymują się z działaniami ze względu na panującą epidemię i kryzys gospodarczy, tym niemniej po ustabilizowaniu sytuacji podejmą akcję, by doprowadzić do sytuacji, gdy pensje na uczelniach będą wzrastać o 12% rocznie.

Podsumowując, wzrost wynagrodzenia na uczelniach w ostatnich kilku latach tak naprawdę stanowił tylko pewnego rodzaju wyrównanie sytuacji związanej z permanentnym niedofinansowaniem w tym zakresie. Nadal bowiem, szczególnie w odniesieniu do młodej kadry naukowej, mamy do czynienia z sytuacją, iż nauczycielom akademickim będącym u progu kariery, asystentom i doktorantom nie opłaca się pozostawać na uczelniach, gdyż oferta sektora prywatnego jest dla nich znacznie bardziej atrakcyjna. To wymagałoby zdecydowanej zmiany, w przeciwnym razie najbardziej uzdolnieni naukowcy będą swe kariery kontynuować nie na uczelniach, co znajdzie swe odzwierciedlenie w spadku jakości nauki.